z cyklu "filmy i seriale"
- bądź wierny marzeniom - usłyszałem w jakimś serialu
nie pamiętam w jakim ale to całkiem mądre słowa - pomyślałem -
i doskonale się nadają na tytuł piosenki a nawet i wiersza
gdyby ktoś zechciałby może napisać
parę strof o tym czy marzenia w ogóle jeszcze istnieją
- tylko o które z nich tak naprawdę chodzi:
o te jakże często zuchwałe z lat dziecięcych
czy te nieco późniejsze które już nas tylko sobą dręczą?
(gdyby ktoś pytał to poprzedni wers jest kolejnym świadomym
nawiązaniem do słów jednego z moich ulubionych poetów)
cóż niektóre seriale są naprawdę niezłe - przyznaję - jak choćby
Breaking Bad Sneaky Pete albo oryginalny Rake
w którym zagrał - cóż za błyskotliwy pokaz auto-destrukcji -
Richard Roxburgh jako Cleaver Greene
- i śledząc śmieszne i straszne losy ich bohaterów
jakoś nie mam poczucia że coś w zamian tracę
a jedynym z nimi problemem w razie powodzenia u publiczności
jest ich pączkowanie w kolejne sezony
co może jednak prowadzić do - delikatnie mówiąc -
lekkiego zmęczenia nadmiernie eksploatowanym tematem
lecz ten serial w którym teraz wszyscy gramy - jako statyści -
choć nikt nas nie raczył spytać o zdanie
i jego kolejne sezony przetaczające się niczym fale tsunami
przez oceany codzienności po których pływamy
przystań spokojną wciąż próbując znaleźć
- jest serialem kiepsko wyreżyserowanym
w którym role główne obsadzili przybysze z obcej planety
(nie wiedzieć czemu zwą ją również Ziemią)
o tak koszmarnym braku warsztatu i ludzkiej empatii
że zaczyna nam - dosłownie i w przenośni - brakować tlenu