mijają lata
i tak wiele spraw przechodzi
w niepamięć
lecz ciągle nie mija ta złość
na takie właśnie życie
na ten przewrotny
nie-ludzki los
i na Boga lub kogoś tam w górze
kto bawi się z nami
w te osobliwe przypadki
którym wierzyć nie można za grosz
jak królikom
wyciąganym z pustego kapelusza
przez kuglarza
uważającego się za artystę
tej przemyślnej sztuki
a przecież
w tym wszystkim co nas spotyka
powinna być
chyba jakaś równowaga
pomiędzy przypadkiem a namysłem
- nieprawdaż?
Wczoraj obejrzalam film "I care a lot" , nie znam polskiego tytulu, ukazane jest tam jak zgodnie z prawem i z usmiechem na ustach mozna pozbawic czlowieka, "dla jego dobra", wszelkich praw...
OdpowiedzUsuńMysle, ze Bog z tymi kuglarzami ma niewiele wspolnego i coz, zlosc pieknosci szkodzi i w niczym nie pomaga (tlumacze sama sobie)
Pieknej wiosny i slonecznej niedzieli, Deep! :)
Ilu razy już robiono coś dla naszego dobra... a wychodziło, jak zwykle. Teraz jednak „dobrodawcy” mają, jak mi się wydaje, zdecydowanie większe możliwości - nie muszą już robić rewolucji, wystarczy, jak przy pomocy globalnych środków wpływu poudają „wolę ludu”, któremu zresztą wcześniej zaaplikują to i owo... tu i ówdzie, aby nie był zbyt dociekliwy.
UsuńA złość... może czasem bywa też pożyteczna? Może wtedy lepiej widać, jak wygląda... równowaga? 😉
Dziękuję za wiosenne życzenia Eliu - pozdrawiam Cię serdecznie! 🙂
Uważam, że środki zniewolenia uskutecznia się od wieków, że są dostosowywane do stanu umysłowego społeczeństw. Kiedyś jak ludzie byli tzw. ciemnym ludem, często bez jakiegokolwiek wykształcenia, to łatwo było ich niewolić i nimi manipulować, teraz to działanie jest o wiele bardziej "subtelne", bardziej wyrafinowane. A jak w planach, celem jest nowy porządek świata... Równowaga może i przyjdzie, tylko czy my tego doczekamy? Ktoś tam na Górze ma nad nami piecze, albo też nas niezbyt lubi. Bo jak można spokojnie patrzeć na to wszystko, co się teraz dzieje? Mój ludzki umysł tego nie ogarnia, ale być może nie musi (widać ostatnio szwankuje) Jestem tylko pionkiem w grze, której nie tylko nie rozumiem, ani też nikt mi nie zamierza cokolwiek wyjaśnić. Mam się tylko stosować do reguł, zaleceń, nakazów i zakazów... końca nie widać. Życie to jedno wielkie więzienie bez krat, a Ziemia to jeden wielki rezerwat przyrody, gdzie krzyżuje się ze sobą różne gatunki i się na nas eksperymentuje. Albo pozwala by się wzajemnie wyniszczały. Czy to się kiedyś skończy czy to się kiedykolwiek znudzi tym, tam na Górze? Ilu ich tam jest? Bo jakby był jeden to czy pozwoliłby, by w jego Królestwie panował taki chaos? A jeśli Bóg to tylko jakiś nieskończony system operacyjny?? Bredzę...
OdpowiedzUsuńDobrego i spokojnego tygodnia, Deepbreath :)
Jestem naprawdę przerażony tym gwałtownym zanikiem logicznego myślenia, brakiem kojarzenia ze sobą elementarnych faktów, tym amokiem, który dotknął nie tylko osoby odpowiedzialne za kolejne tzw. „regulacje”, ale i większość osób poddanych tym „regulacjom”, tym bełkotem nowo objawionych medialnych „gwiazd” środowiska lekarskiego, które są jakby żywcem wyjęte z poprzedniej epoki, jak i samymi mediami, które, poza nielicznymi wyjątkami, zapomniały, co powinno być ich misją...
UsuńByć może musimy jednak przez to wszystko przejść, aby zrozumieć, jak ważna jest „równowaga” i jeszcze parę innych rzeczy i spraw, bez których celowo wywoływany chaos stanie się jedynym „systemem operacyjnym” naszej rzeczywistości, a my będziemy tylko wykonywać kolejne polecenia - jeśli nam powiedzą, że „transmisja” jest mniejsza, jak się chodzi po ulicach w namordniku tyłem, to zaczniemy tak chodzić...
Na szczęście do coraz większej ilości ludzi chyba zaczyna docierać, że coś tu nie gra - i być może wreszcie się „obudzą” z tego swojego snu pt. „ale o co ci chodzi, przecież to wszystko dla naszego dobra”...
I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam Cię dzisiaj o poranku Lutano, życząc przy okazji dobrego dnia 🙂
Mysle podobnie jak Ty. Kazdy wie co dla nas najlepsze. Rzeczywistosc jest coraz bardziej przygnebiajaca.
OdpowiedzUsuńNo nie jest za wesoło ostatnio, to prawda...
UsuńAle bądźmy dobrej myśli - złe chwile w końcu kiedyś muszą minąć.
Pozdrawiam Cię (już prawie) weekendowo