rozwieszam na podwórku
uprane w przepływającym obok mnie
potoku czasu
brudne fragmenty dnia
patrzę jak kapią z nich krople złudzeń
a spragniona ziemia
chłonie je w rytm moich kroków
stawianych bez przekonania
się
słońce przegląda się w szybach okien
poprawiając swoje wietrzne włosy
cienie drzew udają wskazówki zegara
chichocząc gałęziami
zbliża się to co ma być a oddala to
co już dzisiaj (chyba) było
przykładam palec do ust prosząc ciszę
by nie zapominała
o swojej starej obietnicy
złożonej z niewypowiedzianych słów