mijają lata
i tak wiele spraw przechodzi
w niepamięć
lecz ciągle nie mija ta złość
na takie właśnie życie
na ten przewrotny
nie-ludzki los
i na Boga lub kogoś tam w górze
kto bawi się z nami
w te osobliwe przypadki
którym wierzyć nie można za grosz
jak królikom
wyciąganym z pustego kapelusza
przez kuglarza
uważającego się za artystę
tej przemyślnej sztuki
a przecież
w tym wszystkim co nas spotyka
powinna być
chyba jakaś równowaga
pomiędzy przypadkiem a namysłem
- nieprawdaż?